Najnowsze wpisy, strona 13


gru 11 2002 *
Komentarze: 4

 

 

 

 

 

 

 

 

W ramach solidaryzowania się z ludem pracującym miast i wsi, reprezentowanym, dla odmiany - przez drogowców, postanowiłyśmy i my, dać się zaskoczyć zimie. Notki są - tyle że pod śniegiem. Proszę nie łazić po blogu i nie robić śladów. Stęsknionym radzimy nie tyle zaklinanie deszczu, ile modły o rychłą odwilż. A teraz pójdziemy wysypać piaskiem drogi dojazdowe do bloga.

 

 

 

 

4rece : :
lis 20 2002 fantasy
Komentarze: 4

                                                                                                                                                                                             (scenarzyście “Wiedźmina” poświęcam)

Że coś jest nie w porządku Kasia poczuła już na półpiętrze. Powietrze poszarzało. Kasia miał nieodparte wrażenie, że coś czai się w gęstniejących ciągle kłębach mgły. Dziwnej mgły. Suchej i duszącej. Potknęła się i spojrzała pod nogi. Nie zobaczyła własnych butów. Nogi aż po kolana ginęły w tajemniczym oparze. I coś raz po raz delikatnie ocierało się o jej łydki. Wstrząsnęło nią obrzydzenie gdy wyobraziła sobie śliskie macki i kostropatą paszczę jakiegoś potwora. Jej kodeks * nie pozwalał jednak nawet rozważać możliwości ucieczki. Powoli pokonała ostatnie (nomen omen) stopnie i stanęła przed drzwiami własnego mieszkania. Drzwi były uchylone. Bezszelestnie wsunęła się do wnętrza, oparta plecami o ścianę przemknęła do kuchni. Zajrzała i zmartwiała. Rozparty przy stole, w kłębach wydobywającego się z jego paszczy i nozdrzy dymu siedział Smok.

- Dzień dobry – wyksztusiła Kasia.

- Dla kogo dobry, o tyle o ile. – mruknął Smok, nie podnosząc wzroku na Kasię. Z talerzyka (tego od kompletu w różyczki) osypywały się pety. Smok zdusił kolejnego i  przyjrzał  się swoim wyszczerbionym pazurom.  Kasia dostrzegła, że jedna z jego łap przykrywa mały błyszczący flakonik. Ten sam, który ukryła niedawno w szkatułce na biżuterię, schowanej głęboko pod łóżkiem***

- O, widzę, że się znalazl mój lakier... - Kasia nawet z obliczu zagrożenia życia postanowila bronić swojej wlasności.

- Zaraz tam "znalazl". Ja tam nigdzie nie szukałam. Co ty myślisz, że ja Ci pod łóżkiem grzebię?!warknął Smok, odkręcił buteleczkę i maznął obficie pazur. - Gdzie mój Karolek? Dalej tak biedny dlugo pracuje? A co mu dasz na obiad, skoro nic nie masz w lodówce. To co w szafkach, też nic do mchu nie podobne.Ja tam nigdzie nie zaglądalam, niczego nie otwieralam, ale to przeciez widać... A ostrzegalam go. Mówilam: "Ty będziesz mial z nią ciężkie życie, synku. !"

 

* kodeks postępowania cywilnego w 16 tomach z komentarzem znajdował się w teczce, którą Kasia ciągnęła za sobą po ziemi. Skuteczna ucieczka przed potworem z 37 kilogramowym wydawnictwem pod pachą udała się tylko raz, pewnemu młodemu wiedźminowi, który jednak przypłacił swój wyczyn wypadnięciem dysku i głęboką lordozą **

** lordoza – alergiczna reakcja organizmu na czynnik uczulający w postaci arystokracji i wyższego duchowieństwa.

*** Karol nie jest idiotą. Gdyby zobaczył tę buteleczkę, nawet po zdrapaniu z niej metki z ceną, to od razu domyślił by się, że Kasi wcale nie okradziono w autobusie.

4rece : :
lis 10 2002 NIE
Komentarze: 7

Nie wiem dlaczego, ale Prawa strasznie chciała się dowiedzieć, dlaczego  nieszczęsna Weronika M. nie chciała dłużej żyć. Wyjaśnienie, jakoby nie umiejąca pływać pisarka, chciała w początkach listopada zażyć kąpieli w wodzie, o klasie czystości dalekiej od pierwszej, jakoś do niej nie przemawiało - nie mnie sądzić, czy słusznie. Wydane mi przez Prawą polecenie zbadania tej sprawy, wcale nie zabrzmiało jak nieśmiała prośba mimo, że tak właśnie brzmieć miało (w końcu nie dla Prawej pracuję, lecz dla 2lewych). Postanowiłem jednak, wyjątkowo, nie czepiać się nieistotnych szczegółów i zadanie wykonać (nie dla Prawej oczywiście, lecz dla lewych, które darzę nieodwzajemnionym uczuciem). Tak więc, nie zważając na nieistniejące przeszkody, w towarzystwie niespiesznego przechodnia, który zjawił się u mego boku zupełnie niespodziewanie, nie wiadomo  skąd,  i przez całą drogę nie odstępował mnie na krok, wybrałem się do, położonego nieopodal Stadionu Dziesięciolecia, niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej, w celu przeprowadzenia wywiadu z nie całkiem nieżywą Weroniką M. Niedoszła denatka przyjęła mnie w szpitalnym łóżku. Na odgłos moich nieśmiałych kroków niechętnie podniosła wzrok znad „Niewczesnych rozważań” Nietzschego, lekturze których właśnie się oddawała, a wyraz jej twarzy obwieszczał wszem i wobec, że jest; eufemistycznie rzecz ujmując, w  nie najlepszym nastroju.  Zanim jeszcze zdążyłem zadać jakiekolwiek pytanie, spomiędzy jej zaciśniętych warg świsnęło krótkie „NIE !” i wyhamowało dokładnie na środku mojego czoła. Od takiego „NIE” nie ma apelacji, wiedziałem to nieomal natychmiast po tym, jak je usłyszałem (a raczej – zostałem nim trafiony). „Proszę mnie nie budzić do niedzieli” – dodała jeszcze nie znoszącym sprzeciwu tonem i jak gdyby nigdy nic, jak gdybym nie istniał, nie szedł tutaj w jesiennej szarudze, nie musiał znosić po drodze towarzystwa milkliwego nieznajomego, nie wspiął się na IV piętro (bez windy), nie stał przed jej łóżkiem rezygnując tym samym z możliwości stania gdzie indziej i w obecności kogoś innego, jak gdyby nie było tego wszystkiego co było (skoro ja to widziałem i przeżyłem) , jak gdyby nic się nie stało (chociaż się stało), zapadła w sen.

Nie wiem jak was, ale mnie takie nieuprzejme traktowanie niepomiernie wkurza, więc nie zadając sobie trudu otwierania drzwi, wyszedłem wraz z nimi. I tyle mnie widziano....

                                                                                                 (to pisałem ja, Karol)

 

 

 

Skąd taki wpis, moja nieoceniona Prawico? Ano, jak zwykle - uwarunkowania meteorologiczne i niekorzystny układ planet. Czy w takie dnie, kiedy wszystko jest na „nie” można napisać coś niefrasobliwego? Nie można, zwyczajnie się nie da. Nie zaprzeczaj, i tak nie uwierzę.

 

4rece : :
lis 08 2002 Bez tytułu
Komentarze: 7

Obudziłam się dzisiaj rano i odkryłam, że mam duszę.

To wina jesieni.

Jesienią czuję się nieswojo. Mniej więcej od połowy września zaczynam myśleć o śmierci. W październiku o śmierci i o rachunkach za ogrzewanie. W listopadzie o przemijającym czasie i zmarnowanych latach.

Wczoraj otworzyłam telewizor. W telewizorze ktoś, kogo życie było dla mnie dowodem, że nawet tu, nawet teraz można postępować słusznie i godnie. Ktoś, kogo istnienie przez ostatnie lata było dla mnie pocieszeniem i źródłem nadziei. Namawiał mnie, bym zrobiła coś, co przekreśliłoby całą moją przeszłość, poglądy, zasady. Coś takiego mogło się zdarzyć tylko w listopadzie.

Poczułam, że tym razem to już naprawdę koniec. Moja młodość minęła, nie odnosząc żadnego skutku.

 

4rece : :
lis 08 2002 Panta rhei
Komentarze: 3

Na żywo, z miejsca, które o mały włos nie stało się świadkiem tragedii, nadajemy dla Państwa program specjalny. Oto Most Siekierkowski z którego wczoraj, późnym wieczorem, skoczyła znana autorka poczytnych powieści kryminalnych i, od niedawna, dramatopisarka, Pani Weronika M. Oto barierka na której stała tuż przed skokiem (najazd na barierkę.... nie tę idioto !!, trzecią z lewej !!.... zresztą nieważne i tak są identyczne) oto rzeka do której wpadł w chwilę po skoku (rzeka jest w dole, głąbie!!!) i brzeg na który ją wyciągnięto . To dokładnie to miejsce – widać nawet jeszcze wilgotne ślady na piasku... (pokazuj jakiekolwiek, masz ich tu od groma... tylko nie opon!) i wgłębienie, które zachowało kształt kobiecego ciała. Jest z nami Pan Stanisław Płytka Potocki (zbliżenie.... no może jednak nie, dawaj daleki plan), słodkowodny rybak amator – jak mówi o sobie, zdobywca wielu nagród na prestiżowych zawodach wędkarskich w kraju i za granicą, który wyłowił poszkodowaną. Panie Stanisławie, czy może Pan opowiedzieć telewidzom jak to wszystko się rozegrało?

No, siedzieliśmy właśnie w łódce, wie pani z kolegami, czterech nas było, nie licząc psa, ryby nie najlepiej brały no to z nudów trochę ... wie Pani, tak dla rozgrzewki, bo ziąb był wtedy, że ho ho, kiedy nagle cos chlupnęło. Myślałem, że to ryba bierze, ale potem pomyślałem, że taka duża to by się tutaj nie uchowała. Z ciekawości, wie Pani, ludzkiej, wyłowiłem i okazało się, że to kobita. Trochę zmokła ale poza tym całkiem do użytku. Policja akurat przechodziła obok i się zainteresowała. No i to tyle by było.

Oddajmy teraz głos st. asp. Mieczysławowi Bystremu, który przybył na miejsce zdarzenia jako pierwszy.

Czy poszkodowana, po wyciągnięciu jej na brzeg, była przytomna? Czy wspominała co skłoniło ją do podjęcia tego dramatycznego kroku?

Wyłowiona była w szoku, mamrotała coś o płynie, że wszystko w płynie... Jakoś tak. Niestety, do chwili obecnej nie udało nam się ustalić o jaki płyn chodziło. Niewykluczone, że pani M. piła cos przed skokiem

Podobno padło też jakieś nazwisko?

Raczej pseudonim. Wyłowiona kilkakrotnie, bardzo wyraźnie wymówiła: “He-ra-klit”. Podjęto zakrojone na szeroką skalę działania, mające na celu ustalenie tożsamości tego mężczyzny. Istnieją uzasadnione podejrzenia, iż mógł on pomagać poszkodowanej w targnięciu się na życie lub nakłaniać ją do popełnienia tego czynu. Przy okazji apel, do wszystkich oglądających nas telewidzów – wszelkie informacje na temat wymienionego Heraklita, mogące pomóc Policji w jego ujęciu, proszę zgłaszać pod numerem 997 lub na najbliższym posterunku.

Tym apelem kończymy bezpośrednią relację z miejsca zdarzenia. O postępach z śledztwie będziemy informowali Państwa na bieżąco w naszych serwisach informacyjnych. Do zobaczenia.

 

Relację sponsorowały dla Państwa literki “M” i “O” oraz cyferka “6”

4rece : :