Archiwum styczeń 2006


sty 25 2006 ISO 2006
Komentarze: 7

A ja, Moja Droga P., od rana zajmuję się odzyskiwaniem pinu do mojej karty kredytowej. Robię to bardzo spokojnie, bez paniki, rzec by nawet można – statecznie i z opanowaniem. W końcu dla mnie to nie pierwszyzna – nie raz już gubiłam i nie raz jeszcze zgubię. Muszę Ci się pochwalić, że przez te kilka lat korzystania z usług bankowych, wypracowałam nawet coś na kształt Procedury Radzenia Sobie w Sytuacji Zgubienia Ważnej Informacji.

Wygląda to, mniej więcej, tak:

 

1. najpierw pyta się Męża, czy nie widział, albo nie pamięta – jeśli pamięta lub widział, procedurę odzyskiwania danych możemy uznać za zakończoną, jeśli natomiast w odpowiedzi na nasze pytanie jego twarz przybiera wyraz niedowierzania, należy natychmiast przejść do punktu drugiegu

 

2. zanim Mąż zdąży powiedzieć to, co i tak same już wiemy (że znowu, że nie dawniej jak tydzień temu, że jak tak można, że ...) mówimy uspokającym tonem : „Kochanie, nieważne. Sama znajdę.Usiądź sobie i odpocznij. Zaraz to znajdę, ok? ” i zabieramy się do roboty

 

3. po trzech godzinach wytężonej pracy, uporządkowaniu 10 segregatorów, przekopaniu kubła na śmieci, odkurzeniu pod wanną i rozmrożeniu lodówki siadamy na kanapie i składamy samokrytykę – „ że znowu, że nie minął jeszcze tydzień jak... ,  że jestem beznadziejna, że świat jest zły, że to niesprawiedliwe” i wybuchamy płaczem

 

4.  następnie dajemy Mężowi dziesięć minut na odbudowanie pozytywnego wizerunku nas samych i świata w którym przyszło nam żyć

 

5. dzięki staraniom Męża (i takim fajnym, różowym tableteczkom) odzyskujemy równowagę psychiczną, zaczynamy myśleć racjonalnie i dochodzimy do wniosku, że skoro hasło, pin albo inny kod dostaje się z banku, to bank musi tam mieć jakąś jego kserokopię, albo przynajmniej pracownika, który ten kod wymyślił, wydrukował i zapakował do koperty – może wie, pamięta, może uda się go odnależć, przesłuchać, MOŻE NIE WSZYSTKO STRACONE !

 

6. łączymy sie z internetem i wyszukujemy odpowiedni numer telefonu odpowiedniego banku

 

7. dzwonimy na infolinię... zajęte

 

8. dzwonimy ponownie, każą nam czekać... czekamy...  po 5 minutach wsłuchiwania się w solówkę na sax, albo innego Mozarta, wypowiadamy parę niecenzuralnych słów pod adresem wszelkiego rodzaju infolinii i ciskamy słuchawką

 

9. po 5 min. dzwonimy raz jeszcze

 

10. dzwonimy ...

 

11. dzwonimy po raz dziesiąty, solówka już tak wryła się nam w pamięć, że chcąc nie chcąc musimy ją dopisać do naszego stałego repertuaru melodyjek nuconych przy goleniu, klniemy, ciskamy i obiecujemy sobie, że nigdy więcej

 

12. stawiamy na kontakt osobisty i udajemy się do najbliższej placówki banku

 

13. siadamy naprzeciwko Pani, którą znamy już z widzenia (ostatnio radziła nam jak odzyskać hasło dostępu do konta internetowego) i zwierzamy sie jej z problemów z pamięcią,

Pani uśmiecha się ze zrozumieniem, coś tam mówi, słuchamy .... prosimy, żeby nam to powtórzyć... prosimy, żeby może jednak nam to zapisać... prosimy, żeby pisać wyraźnie i DRUKOWANYMI ... dziękujemy i wychodzimy

14. wracamy do domu, postępujemy dokładnie według wskazówek Pani z banku

 

15. po kilku(nastu) minutach (albo dniach – zależy, co zgubiliśmy tym razem) stajemy się posiadaczkami nowego KODU

 

16. obiecujemy sobie, że już nigdy niczego nie zgubimy i że już zawsze będziemy wszystkiego pilnować , podpisujemy stosowną deklarację w tej sprawie

 

Właśnie przystępuję do realizacji punktu 12 – życz mi powodzenia i trzymaj za mnie kciuka Prawej Ręki

 

Twoje 2lewe

 

 

 

4rece : :
sty 24 2006 Wiosna nasza !!!
Komentarze: 4

Wielce Szanowna Korespondentko!

Nie wiem od czego zacząć... Nie jest łatwo pisać na bieżąco, kiedy każda próba wycofania się chyłkiem do komputera kończy się tym, że osacza mnie stado potworów: jedne usiłują mi się wdrapać na kolana, inne żądają, żeby ja huśtać na nodze mówiąc, jęcząc,wrzeszcząc przy tym: "Mama, komputer to jest!" "Czy tymi strzałkami robi się w górę i w dół?" "Zobacz, mama, komputerek!" "Czy mogę napisać >>koty<<?" "A czy to komputerek jest, mama?" "Mamo, pokaż mi dinozaury" "Czy można powąchać dinozaura?" "Mamo, o ona chce nacisnąć ten guziczek!"

Sama rozumiesz, że w takich warunkach i Salamon nie naleje na blachę sikiem prostym. Ale postanowiłam się nie zrażać, pomimo trzykrotnego zresetowania systemu przez mały paluszek i jednokrotnego przez paluszek większy, spełnić Twoją prośbę i napisać coś o sobie:

Co psuje się normalnym ludziom, kiedy na dworze -22 stopnie? Piec, grzejniki, ewentualnie samochód. Mnie w piątek zepsuła się lodówka. LODÓWKA. W pierwszym odruchu wystawiłam co się dało na balkon... Dżem udało się jakoś odzyskać - wstawiająć do garnuszka z gorącą z wodą. Jogurt na śniadanie rąbiemy poręcznym, małym tasaczkiem. Z masła zrezygnowaliśmy - do wiosny.

W czwartek byłam przesłuchiwana przez komisję śledczą do spraw wiadomych. Nie wiem, w jakim charakterze, ale wolałam się nie dopytywać, żeby nie zrazić do siebie przesłuchujących. Więcej nie napiszę, bo musiałabym Cię potem zabić.

Natomiast relację z upojnego popołudnia na Izbie Przyjęć wyślę Ci na priv. Uprzedzam tylko: były mocne sceny w pracowni RTG !

ściskam  Twoje lewice

p.r

 

4rece : :
sty 24 2006 Zima trzyma
Komentarze: 5

Droga P.

Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku (poza kłopotami finansowymi, kłopotami z Mężem, kłopotami z dziećmi i kłopotami w pracy) – u mnie też, dziękuję.

Do dziś mieliśmy gości – trzy podlotki spokrewnione z moim Mężem i spowinowacone ze mną. Bilans wizyty – jedna zalana klawiatura i dwa skaleczone palce. Klawiatury bardzo mi szkoda -  miałam do niej stosunek emocjonalny, bo jest jedną z niewielu rzeczy, jakie wniosłam w posagu – poza puchową kołdrą, sofką w kratkę i paprotką (nawiasem mówiąc – od Ciebie). Palców szkoda mi mniej - w końcu nie zostały obcięte i nie nadają się tylko do wyrzucenia na śmietnik , a klawiatura owszem.

 

 

Nie wiem, co jeszcze....

Wczoraj graliśmy w rebusy. Mąż łaził na czworaka po podłodze i rzucał się mi do kostek, a ja wrzeszczałam „Dżuma”!!. Niestety, polegliśmy na „Mistrzu i Małgorzacie”, mimo że odmalowałam przed M. wszystkie dyscypliny olimpijskie, łącznie z rzutem oszczepem a potem wdrapałam się na sam szczyt wyimaginowanego podium, zawiesiłam sobie na szyi medal, ucałowałam w oba policzki panienki wręczające mi wiechcie polnych kwiatów i ze łzami w oczach wysłuchałam hymnu... 

Ot, takie typowe zabawy statecznych trzydziestolatków.

 

A u Ciebie?

Napisz, co słychać, bo ..... tęsknię (?)

 

lewe

 

4rece : :
sty 23 2006 Polska walczy z mrozem, pękają szyny, dyrektorzy...
Komentarze: 6

Witaj P. - Ruda Złośnico (mam nadzieję, że w międzyczasie nie zafundowałaś sobie pasemek, bo mój komplement miałby problemy z identyfikacją Adresatki).

 

Dziś nie zamierzam Cię drażnić wyliczaniem Muz, w towarzystwie których spędziłam ostatni weekend – w tej sprawie pchnę do Ciebie umyślnego (wieczorem nasłuchuj tętentu kopyt na waszej wiejskiej drodze), napomknę jedynie, że było ich WIELE (nie wiem, czy ilość przełożyła się na jakość, bo wciąż jestem na etapie buforowania bodźców).

 

Poza tym – zimno. Jeżeli temperatura nadal będzie przejawiała tendencję spadkową to jutro będę musiała zasiąść do komputera w walonkach, a podkładkę pod myszkę posypać piaskiem.

Dziad Mróz zrobił nam na oknach białe mazy – czuję się jak w iglo. Napisałabym coś jeszcze, ale ciężko się pisze w rękawicach z jednym palcem. Zresztą nie mam pomysłu na nic.

 

lewe

 

PS. Czy my się widzimy w środę w restauracji „Bałtyk” ?

 

 

4rece : :
sty 21 2006 Kulturkampf
Komentarze: 4

Po pierwsze: biszkopcik, nie herbatnik. I to nie były poważne panie, tylko jacyś młodociani transwestyci. Możliwe, że trzeźwi/trzeźwe.

Po drugie: to kiepski pomysł, żeby powoływać się na moje akurat świadectwo w procesie beatyfikacyjnym. Właściwie to Watykańska "Oficjalna Instrukcja Postępowania dla Błogosławionych i Świętych in spe" zdecydowanie nie zaleca publicznego przyznawania do znajomości z kimś takim, jak ja.

Po trzecie: to kiepski pomysl, żeby zimą iść do "Francuskiej", z powodu braku w tejże przedsionka, wiatrolapu czy czegokolwiek podobnego.

Po trzecie: Widzę, że nasza rywalizacja na niwie kultury staje się coraz ostrzejsza, skoro obudziłaś mnie wczoraj wieczorem, żeby się pochwalić, że właśnie wróciłaś z teatru.Aż się boję pomyśleć, w jakim kierunku to sie może rozwinąć. Będziemy się smsem informowały za każdym razem, kiedy skończymy kolejny rozdział książki. Po każdym "Ogrodzie sztuk" będziemy dodawać notkę do bloga. Po seansie filmowym - maile (jak w kinie to z załącznikami, jak DVD to może być bez.) Z galerii albo muzeum najstosowniejsze będą chyba mmsy. A telegramy w końcu zlikwidowali, czy nie? Bo wiesz, wybieram się do opery...

 

4rece : :