A ja, Moja Droga P., od rana zajmuję się odzyskiwaniem pinu do mojej karty kredytowej. Robię to bardzo spokojnie, bez paniki, rzec by nawet można – statecznie i z opanowaniem. W końcu dla mnie to nie pierwszyzna – nie raz już gubiłam i nie raz jeszcze zgubię. Muszę Ci się pochwalić, że przez te kilka lat korzystania z usług bankowych, wypracowałam nawet coś na kształt Procedury Radzenia Sobie w Sytuacji Zgubienia Ważnej Informacji.
Wygląda to, mniej więcej, tak:
1. najpierw pyta się Męża, czy nie widział, albo nie pamięta – jeśli pamięta lub widział, procedurę odzyskiwania danych możemy uznać za zakończoną, jeśli natomiast w odpowiedzi na nasze pytanie jego twarz przybiera wyraz niedowierzania, należy natychmiast przejść do punktu drugiegu
2. zanim Mąż zdąży powiedzieć to, co i tak same już wiemy (że znowu, że nie dawniej jak tydzień temu, że jak tak można, że ...) mówimy uspokającym tonem : „Kochanie, nieważne. Sama znajdę.Usiądź sobie i odpocznij. Zaraz to znajdę, ok? ” i zabieramy się do roboty
3. po trzech godzinach wytężonej pracy, uporządkowaniu 10 segregatorów, przekopaniu kubła na śmieci, odkurzeniu pod wanną i rozmrożeniu lodówki siadamy na kanapie i składamy samokrytykę – „ że znowu, że nie minął jeszcze tydzień jak... , że jestem beznadziejna, że świat jest zły, że to niesprawiedliwe” i wybuchamy płaczem
4. następnie dajemy Mężowi dziesięć minut na odbudowanie pozytywnego wizerunku nas samych i świata w którym przyszło nam żyć
5. dzięki staraniom Męża (i takim fajnym, różowym tableteczkom) odzyskujemy równowagę psychiczną, zaczynamy myśleć racjonalnie i dochodzimy do wniosku, że skoro hasło, pin albo inny kod dostaje się z banku, to bank musi tam mieć jakąś jego kserokopię, albo przynajmniej pracownika, który ten kod wymyślił, wydrukował i zapakował do koperty – może wie, pamięta, może uda się go odnależć, przesłuchać, MOŻE NIE WSZYSTKO STRACONE !
6. łączymy sie z internetem i wyszukujemy odpowiedni numer telefonu odpowiedniego banku
7. dzwonimy na infolinię... zajęte
8. dzwonimy ponownie, każą nam czekać... czekamy... po 5 minutach wsłuchiwania się w solówkę na sax, albo innego Mozarta, wypowiadamy parę niecenzuralnych słów pod adresem wszelkiego rodzaju infolinii i ciskamy słuchawką
9. po 5 min. dzwonimy raz jeszcze
10. dzwonimy ...
11. dzwonimy po raz dziesiąty, solówka już tak wryła się nam w pamięć, że chcąc nie chcąc musimy ją dopisać do naszego stałego repertuaru melodyjek nuconych przy goleniu, klniemy, ciskamy i obiecujemy sobie, że nigdy więcej
12. stawiamy na kontakt osobisty i udajemy się do najbliższej placówki banku
13. siadamy naprzeciwko Pani, którą znamy już z widzenia (ostatnio radziła nam jak odzyskać hasło dostępu do konta internetowego) i zwierzamy sie jej z problemów z pamięcią,
Pani uśmiecha się ze zrozumieniem, coś tam mówi, słuchamy .... prosimy, żeby nam to powtórzyć... prosimy, żeby może jednak nam to zapisać... prosimy, żeby pisać wyraźnie i DRUKOWANYMI ... dziękujemy i wychodzimy
14. wracamy do domu, postępujemy dokładnie według wskazówek Pani z banku
15. po kilku(nastu) minutach (albo dniach – zależy, co zgubiliśmy tym razem) stajemy się posiadaczkami nowego KODU
16. obiecujemy sobie, że już nigdy niczego nie zgubimy i że już zawsze będziemy wszystkiego pilnować , podpisujemy stosowną deklarację w tej sprawie
Właśnie przystępuję do realizacji punktu 12 – życz mi powodzenia i trzymaj za mnie kciuka Prawej Ręki
Twoje 2lewe