Komentarze: 1
Kot do późnej nocy zastawiał się nad niedawnym spotkaniem i nad tym, co podczas niego usłyszał od Karola. Właściwie to mijający dzień trudno było zaliczyć do udanych. Z kuzynem ledwo zdążyli stuknąć się nosami, kiedy pojawił się zadyszany Karol, wykrzykując coś, czego Kot na wszelki wypadek wolał nie zrozumieć. Podczas dwugodzinnej narady, odbywanej w pobliżu wybiegu antylop, Karol używał wielu podobnych słów. Reszta jego wypowiedzi powinna być teoretycznie zrozumiała, ale Kot nie bardzo wiedział, czy ma wierzyć w ich sens. Chodziło o to, że zdaniem Karola, sprawy przybrały zupełnie niepożądany obrót już w chwili, kiedy na serio zajęli się przeglądaniem ogłoszeń w prasie.
Kot rozumiał z tego tyle, że Karol rozmyślił się i na razie żaden killer na Kasi nie zarobi. Zastanawianie się nad przyczynami nagłej odmiany uczuć Karola sprawiło, że Kot zarumienił się i popadł w melancholię. Taak... Jemu samemu w tych sprawach nie układało się ostatnio najlepiej... Rozdrażniony zeskoczył z szafy na parapet, zdecydowany znaleźć ukojenie w krótkim, acz gwałtownym akcie szarpania moskitiery. I tylko dlatego zobaczył...
Przed domem stał samochód Kasi. Ona sama właśnie mocowała się z jakimś dużym, nieokreślonego kształtu pakunkiem, owiniętym w stary koc, który już od dawna służył
do uszczelniania okien w altance. Kasi udało się wreszcie wytaszczyła pakunek z bagażnika i ostrożnie odłożyć go na chodnik. Warstwy koca rozchyliły się przy tym ruchu na moment i Kotu wydawało się, że widział przebłysk jakiejś żywej barwy. * Kasia błyskawicznie pochyliła się i starannie omotała zawartość koca, zanim mógł zobaczyć coś więcej. Później złapała z jeden z końców zawiniątka i ciągnąc je za sobą zniknęła kotu z pola widzenia.
*Postrzegaj
ąc kolory zupełnie inaczej, niż ludzie, nie mógł wiedzieć, że był to kolor rudy.