Komentarze: 1
Przy mnie Flaubert to, doprawdy, człowiek czerpiący dziką rozkosz z pisania (inne, mniej istotne różnice, taktownie przemilczę).
Od sześciu godzin (czyli odkąd przyszłam do pracy) zwijam się w bólach tworzenia usiłując wymyślić co, i jak, napisać. Bezowocnie. Aż w końcu, przed chwilą właściwie, w drodze powrotnej z toalety (czas i miejsca akcji nie są bez znaczenia) stało się: przechodząc przez drzwi zatoczyłam się i wyrżnęłam o framugę jedną z wystających części swojego ciała. Pobieżna autopsja wykazała, iż częścią tą nie jest niestety biust (to zresztą zrozumiałe, bo on akurat mi nie wystaje) tylko miednica. Zaklęłam szpenie (trochę z bólu, a trochę z rozczarowania) i przypomniało mi się, że kiedyś chciałam napisać o styku literatury i fizjologii – czyli o lekturach w toalecie. Nie chodzi mi przy tym o gazety pocięte na kawałki, przybite gwoździem do ściany i używane w celach wiadomych, ani o epigramy pracowicie nanoszone techniką sgraffito (lub suchego fresku) na ściany toalet publicznych, ale o słowo pisane, które zabiera się do ubikacji po to, aby tam rozkoszować się nim w ciszy i spokoju (przy założeniu, iż dysponujemy odpowiednio izolowanymi drzwiami przeciwwłamaniowymi).
Przypomniał mi się nasz dawny kolega P. (stare, dobre czasy, kiedy jeszcze służyłyśmy Ojczyźnie – dziś wiem, że właściwie charytatywnie – jako urzędniczki niższego szczebla), który zwykł był przekraczać drzwi ubikacji z „Polityką” pod pachą. I przypomniały mi się stare numery TP, leżące na moim koszu z praniem i ”Historia Szwajcarii” obok Twojej muszli klozetowej....
Casus Kolegi jest wybitnym przykładem umiejętnego połączenia tematyki z miejscem jej zgłębiania, mój wygląda na jawne (choć niezamierzone) bluźnierstwo a Twój - sama nie wiem .........
Może, jak wróce z toalety coś mi się wyjaśni.
2leweręce
PS. Właśnie dzwoniła moja Sister. Pisemny poszedł jej nieźle. Mam nadzieję, że już wkrótce będziemy mogły się cieszyć jej zdanym egzaminem. W rodzinie przyda się kurator.