Komentarze: 3
Wydaje mi się, że zawsze byłaś przeciwniczką organicznych związków. Takich, co to „tak mi przykro, ale we wtorek nie mogę się z tobą spotkać, bo Kamil ma akurat lekcję sudoku i mamy wieczór zajęty ... wiesz, jak to jest... ”
Mówiłaś, że nie wiesz, bo po pierwsze żaden z Twoich facetów nie grał w sudoku, a po drugie, nigdy nie odczuwałaś kompulsyjnej potrzeby wleczenia ich za sobą na absolutnie każde spotkanie towarzyskie.
Tłumaczyłaś mi kilkakrotnie (z przykładami i wykresami) jak ważne jest to, żeby mieć swoje życie, swoje grono znajomych, swoje z nimi pogaduszki i wyjścia „na piwo”. A teraz co? Łazisz wszędzie z jakimś facetem. A ja go wcale nie znam. A jak go nie polubię?
Przed najbliższym spotkaniem żądam szczegółów. Oczywiście imię, nazwisko i portret pamięciowy. Poprzednie miejsca zamieszkania. Przebieg pracy zawodowej. List motywacyjny.
Mam nadzieję, że to nie jeden z tych Twoich herosów fantasy. Tych, co to latają półnago, z nagim mieczem i przerzuconą przez ramię skórą wilka, myją się tylko na Wielkanoc a po porady chodzą do druidów.
Chyba bym tego nie zniosła.
A co u mnie?
Wczoraj byliśmy na wykładzie o komunikacji w rodzinie. Razem. Po powrocie stwierdziliśmy, że z komunikacją w rodzinie nie mamy żadnych problemów. Przed zaśnięciem zmieniliśmy zdanie. Po przebudzeniu zrobiliśmy to jeszcze kilkakrotnie. O 8.00 stanęło na tym, że jednak komunikujemy się zupełnie nieźle, po czym Mąż wziął plecak i pojechał na basen. Sam. Ja zostałam w domu. Sama.
Zamierzam zrobić sobie drugą kawę i resztę przedpołudnia spędzić w towarzystwie Erasta Pietrowicza Fandorina.
Przy okazji – jak w tym trójkącie odnajduje się Twój Pan Mąż?
Pozdrów Go ode mnie
Szczerze Ci oddane (i lekko zaniepokojone)
2leweręce