Archiwum 13 stycznia 2006


sty 13 2006 Nieloty świata łączcie sie !
Komentarze: 3

No cóz, polotu braklo dzis nie tylko Tobie, Adam tez sobie nie polatal. Po latach znajomosci z Toba moge Cie jednak pocieszyc: o jedno z pewnoscia nie powinnas sie obawiac: nie jestes ckliwa. Co do nóg: podobno pomagaja oklady z ziaren gorczycy na noc. Co do dominikanów: pamietam czasy, kiedy w tramwaju czytalas Mertona. WTEDY bylas ckliwa.

Ponizej poslusznie przedstawiam efekty patroszenia plecaka. (Tlumaczyc sie nie bede, bo nie mam czasu. Jutro rano jade do STOLICY! Co za radość ! Zgryźliwa relacja juz we wtorek!):

4 zuzyte chusteczki i 1 paczka mokrych do wycierania dziecinnego tylka,

3 kawiczki (1 brazowa, 1 czarna, 1 zielona),

1 plyta U2,

1 para sluchawek,

7 baterii R-14 (i nigdy się nie dowiem, które dobre, a które zuzyte),

1 skarpetka z Kubusiem Puchatkiem rozmiar 22 rózowa,

3 rolki filmu do wywolania (cholera, znowu zapomnialam!),

3 pomadki ochronne (z tego 2 polamane),

1 tom esejów Kolakowskiego,

4 zapalniczki (w tym 1dzialająca),

2 pólpełne paczki mentolowych fajek (dziś mija 3 tygodnie, jak nie palę!)

1 PIT- 28 (wypelniony)

1 bilet PKP miesieczny niewazny,

6 zdrapanych zdrapek do telefonu,

3 opakowania tabletek przeciwbólowych (w tym 2 zjedzone)

                                                                       p.r.

Ps 1. telefon noszę w kieszeni, kasy chwilowo nie mam a walkmana zostawilam w pracy. Ogólnie rzecz biorąc, nic ciekawego. Jestem dręczoną bólami glowy podmiejską, walczącą z nalogiem fotoamatorką, którą tylko groźba postępowania karno-skarbowego jest w stanie zmusić do dotrzymywania terminów.Zaniedbuję dzieci marząc o wyjeździe do Irlandii, której lagodny klimat ochronilby mnie przed pierzchnięciem ust i marznięciem dloni. Kolakowskiego zmyślilam, tak naprawdę to byla Szwaja.

Ps.2 Zdjęcia MRKP do wglądu od wtorku.

                                                             Twoja prawica (musze zmienic ten nick, bo zle sie kojarzy).

4rece : :
sty 13 2006 Pokaż mi swoją torebkę, a powiem Ci...
Komentarze: 7

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze na widok włączonego telewizora nie przysysałam się konwulsyjnie do ekranu, pojękując przy tym: „Plizzz, plizzz, tylko chwileczkę, plizzz, czy mogę zobaczyć reklamy ? podobno są jakieś nowe reklamy Plusa plizzz, w pracy wszyscy o tym mówią i się śmieją, a ja nie wiem o co chodzi, plizzzz tylko chwileeeczkę”, był taki program w telewizji (publicznej, a jakże) prowadzony przez pewną panią, która zapraszała do siebie inne panie, siadała z nimi przy stoliczku i prosiła je, żeby wysypały na stoliczek zawartość swojej torebki. Następnie obie panie pochylały się nad rzeczoną zawartością, wpatrywały się w nią uważnie, grzebały paluszkami i wróżyły, jaka też jest ta pani, co wysypała i czy fakt, że nosi przy sobie, na ten przykład - kajdanki i nić dentystyczną, świadczy o niej dobrze, czy też wręcz przeciwnie.

 

I to jest właśnie coś, co postanowiłam dzisiaj zrobić sama sobie.

Miałam, i owszem, taką pokusę, żeby swoją torebkę nieco podrasować, wyjąć ze środka brudne chusteczki i literaturę popularną, ckliwy film i dowody łakomstwa, dorzucić w zamian buteleczkę markowych perfum, tomik Rilkego, szminkę i artykuł z Guardian o zeszłorocznym zdobywcy Turner prize, ale dzielnie się jej oparłam. Postawiłam na szczerość, rozpięłam zamek, zanurzyłam rękę i oto, co znalazłam:

- dwie zużyte i 4 czyste chusteczki higieniczne

- rachunek ze sklepu Społem (nie rozumiem, dlaczego nie z Galerii Centrum ? w końcu tam też czasami robię zakupy)

- papierek po cukierku z choinki (konsumowanie dekoracji zaczęliśmy zaraz po ich zawieszeniu, a zakończyliśmy jakiś tydzień temu)

- 4 spinki z H&M-u noszone na wypadek, gdybym rano nie zdążyła się uczesać (właściwie przydają się codziennie)

- portfel (a w nim rachunki ze Społem, choć mogłabym przysiąc, że powinien tam być również rachunek z księgarni oraz dowód opłaty rocznej prenumeraty Zeszytów Literackich)

- Chlorchinaldin, wit. C i ostatnią pastylka Tantum Verde (ani jednej pigułki, która naprawdę mogłaby mi się do czegoś przydać)

- telefon

- autobiografię dominikanina, o. Badeniego (nie kryję zaskoczenia, bo, jak się zapewne orientujesz, w tramwaju zwykle czytuję Noama Chomsky`ego)

- pudełko Tik Taków

- film z Audrey Tautou (wiem, to nie jest Francuska Nowa Fala, wiem i nie zamierzam się tłumaczyć, tak jakoś wyszło...)

- dokumenty osobiste

- kalendarz zeszłoroczny

i na koniec.......     wstydliwe pończochowe skarpetki (??)

 

I co z tego wynika? Ni mniej ni więcej, tylko, że jestem zasmarkaną klientką osiedlowego sklepu, dewotką walczącą z nieświeżym oddechem i zimnymi stopami, łakomą, rozczochraną, chorowitą i ckliwą, wyposażoną w telefon i kalendarz (nie wiem, czy w moich rękach, te z pozoru niewinne przedmioty nie nabierają znamion „szczególnie niebezpiecznych narzędzi”).

 

Właściwie ta świeżo wybebeszona prawda o sobie samej byłaby jeszcze do zniesienia, gdyby nie fakt, iż dodatkowo brak mi polotu, co odczuwam dotkliwie i o wiele boleśniej niż ucisk pończochowych skarpetek na łydkach.

 

2lewerence

 

 

PS. Droga P. - czy mogłabyś dla mnie rozpiąć zamek, wybebeszyć, wysypać, pogrzebać i powróżyć ? Potrzebuję wsparcia i dowodu, że nie tylko ze mną jest źle.

 

 

4rece : :