Komentarze: 4
Ja też mam, a mianowicie postanowiłam, że sie będę systematycznie ukulturalniała.
Stan realizacji wygląda następująco:
1 stycznia
To miało być łatwe – poprzedniego dnia zdrzemnęłam się o 20.00 z minutami, obudziłam się na fajerwerki (podobnie jak pies sąsiadów zza ściany i dwa kundle sąsiadki spod czwórki), potem wróciłam na podłogę (podejrzewam, że podobnie jak moi towarzysze od wstawania) i obudziłam się o 8.00. Byłam wyspana i chłonna, chciałam zacząć od razu. Niestety, od tego momentu było już pod górkę. Najpierw okazało się, że teatry mają wolne, potem wolne chciał mieć mój Mąż ("Kochanie, naprawdę chce ci się iść do tego kina? Zimno i ślisko. Może posiedzimy sobie w domu?"), a na finał tak obiecująco zapowiadającego się dnia (pierwszego dnia roku i pierwszego z serii kulturalnych), zatkała się nam wanna (do pary ze spłuczką, która popsuła się dzień wcześniej). Po tym incydencie uznałam, że nie ma sensu się już wysilać, dzień i tak jest stracony, więc zamiast książki o topice katedry spędziłam godzinę na przeglądaniu starej Wyborczej (lektura w sam raz dla kogoś, kto wieczorem, zamiast wziąć prysznic, naciera się chusteczkami do demakijażu)
2 stycznia
Poniedziałek upłynął pod znakiem wieczornego udrażniania odpływu. Sama rozumiesz, że wobec perspektywy takiego zakończenia dnia, kultura (zarówno tak przez wielkie, jak i małe „ql”) musiała zejść na plan dalszy. Nie przeczytałam ani stronniczki, za to kupiłam pierwszą w życiu kształtkę, zajrzałam do rury odpływowej i widziałam swoją wanne gołą, bez obudowy – właściwie jeszcze tego nie odreagowałam.
Na dziś planuję film – klasyk. Zobaczymy, jak mi pójdzie.
Ps. Nie wiem o co chodzi z tym kotem. Jeśli chodzi o jakiegoś twojego kota, to chciałam ci (delikatnie, bo to bolesne) przypomnieć, że żadnego już nie masz, bo wszystkie albo od ciebie uciekły, albo nie żyją (śmierć w czasie próby ucieczki).