Archiwum 09 lutego 2006


lut 09 2006 Ten 1 raz!
Komentarze: 5

I to jest właśnie powód, dla którego nigdy nie chciałam być Tobą (pomimo tego, że jesteś młodsza, szczuplejsza, bardziej oczytana i masz wyższy dochód na jednego członka rodziny ode mnie): masz takie nieciekawe życie! Nie sprzątasz, nie czytasz zaległych lektur, nie uczysz się języków, nie ogladasz filmów i co gorsza- nie piszesz zaległych listów. Nie wiem, czy nadal mogę się przyjaźnić z osobą, która zagryza Cobena dżemem porzeczkowym? Nawet moje dzieci wiedzą, że do Cobena tylko konfitura z wiśni!

W przeciwieństwie do Twojego, moje życie układa się cudownie: dziś moje młodsze dziecko pierwszy raz w swoim ponad dwuletnim życiu zasnęło po prostu w swoim łóżeczku! Bez trzepania wózkiem i noszenia na rękach! Musiałam co prawda najpierw opowiedzieć długą bajkę o królewnie Pimci ale dałam radę, przerabiając trochę "Czerwonego Kapturka". Zamiast wilka był lew, w koszyczku były ziółka, bo babcia miała alergię na kwiatki, a leśniczo-gajowy (nie mogłam się zdecydować) ożenił się z mamą Czerwonej Pimci i zabrał ją do swojego zamku, który akurat został zaatakowany, więc kusznicy na blankach miotali bełty, które przebijały kolczugi napastników, a nawet ich zbroje płytowe (w bajce musiały się znaleźć elementy interesujące także dla starszego z moich dzieci). A lew wyjechał ze znajomym słoniem do Serengeti, miał dużo dzieci i wydał płytę, którą potem dołączono do "Rzeczpospolitej".

A ja pierwszy raz w życiu byłam dziś na aerobiku. Było zabawnie: nie sądziłam, że  ludzka noga może być takia ciężka. We wtorek idę znowu. Chyba, żebym nie poszła.

                                                                     pozdrawiam

                                                                     P. Rawa

4rece : :
lut 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 5

Droga P.

 

 Wiesz, jak to jest – zaczyna się od ambitnych planów. Skoro tyle dni siedzenia w domu, to się zrobi porządek w szafkach i pranie, pościera kurze, umyje podłogi i, przede wszystkim - będzie się czytało zaległe lektury (te trudniejsze, bo to w końcu i czas i spokój, i skupić się można, i nie trzeba nikomu ustępować miejsca, ani pilnować, żeby nie przegapić przystanku), uczyło języka, oglądnie się filmy, napisze zaległe listy ... zresztą, co Ci będę mówiła, przecież wiesz.

 

I oto nadszedł dzień dziesiąty. Dzień podsumowań, rozczarowań i smutnej prawdy. Właściwie nadszedł on już wczoraj, kiedy to przykułam Męża do kanapy i grożąc nożem, oraz bojkotem prasowania koszul przez najbliższy miesiąc, kazałam mu oglądnąć ze sobą „Nigdy w życiu”. Potem zjadłam kolację, przeglądając książki Grocholi (proszę, nie pytaj, skąd się wzięły w mojej kuchni) i ostentacyjnie ziewnęłam, kiedy Mąż zaproponował, żebyśmy przed snem posłuchali Dublińczyków w oryginale. A dziś rano, po śniadaniu i godzinie bezmyślnego surfowania w Internecie, ocknęłam się w kuchni, nad Cobenem. Obok mnie stał wyjedzony słoiczek NISKOSŁODZONEGO dżemu porzeczkowego. WYJEDZONY. PRZEZE MNIE. DŻEM.

 

Jak to dobrze, że wracam do pracy, między ludzi, że znowu będę sobą – elokwentną, oczytaną, wykształconą, szczupłą, młodą (no - stosunkowo młodą) kobietą.

 

Jeszcze tydzień, a czuję, że zaczęłabym podkradać cukier z cukierniczki, kazałbym sobie kupić telewizor i zaprenumerowałabym (o rany, co za słowo, od tygodnia nie napisałam, czegoś równie sklomplikowanego) „Nowy dzień”.

 

Napisz, co u Ciebie

Twoje 2lewerence

4rece : :