Archiwum styczeń 2006, strona 2


sty 13 2006 Pokaż mi swoją torebkę, a powiem Ci...
Komentarze: 7

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze na widok włączonego telewizora nie przysysałam się konwulsyjnie do ekranu, pojękując przy tym: „Plizzz, plizzz, tylko chwileczkę, plizzz, czy mogę zobaczyć reklamy ? podobno są jakieś nowe reklamy Plusa plizzz, w pracy wszyscy o tym mówią i się śmieją, a ja nie wiem o co chodzi, plizzzz tylko chwileeeczkę”, był taki program w telewizji (publicznej, a jakże) prowadzony przez pewną panią, która zapraszała do siebie inne panie, siadała z nimi przy stoliczku i prosiła je, żeby wysypały na stoliczek zawartość swojej torebki. Następnie obie panie pochylały się nad rzeczoną zawartością, wpatrywały się w nią uważnie, grzebały paluszkami i wróżyły, jaka też jest ta pani, co wysypała i czy fakt, że nosi przy sobie, na ten przykład - kajdanki i nić dentystyczną, świadczy o niej dobrze, czy też wręcz przeciwnie.

 

I to jest właśnie coś, co postanowiłam dzisiaj zrobić sama sobie.

Miałam, i owszem, taką pokusę, żeby swoją torebkę nieco podrasować, wyjąć ze środka brudne chusteczki i literaturę popularną, ckliwy film i dowody łakomstwa, dorzucić w zamian buteleczkę markowych perfum, tomik Rilkego, szminkę i artykuł z Guardian o zeszłorocznym zdobywcy Turner prize, ale dzielnie się jej oparłam. Postawiłam na szczerość, rozpięłam zamek, zanurzyłam rękę i oto, co znalazłam:

- dwie zużyte i 4 czyste chusteczki higieniczne

- rachunek ze sklepu Społem (nie rozumiem, dlaczego nie z Galerii Centrum ? w końcu tam też czasami robię zakupy)

- papierek po cukierku z choinki (konsumowanie dekoracji zaczęliśmy zaraz po ich zawieszeniu, a zakończyliśmy jakiś tydzień temu)

- 4 spinki z H&M-u noszone na wypadek, gdybym rano nie zdążyła się uczesać (właściwie przydają się codziennie)

- portfel (a w nim rachunki ze Społem, choć mogłabym przysiąc, że powinien tam być również rachunek z księgarni oraz dowód opłaty rocznej prenumeraty Zeszytów Literackich)

- Chlorchinaldin, wit. C i ostatnią pastylka Tantum Verde (ani jednej pigułki, która naprawdę mogłaby mi się do czegoś przydać)

- telefon

- autobiografię dominikanina, o. Badeniego (nie kryję zaskoczenia, bo, jak się zapewne orientujesz, w tramwaju zwykle czytuję Noama Chomsky`ego)

- pudełko Tik Taków

- film z Audrey Tautou (wiem, to nie jest Francuska Nowa Fala, wiem i nie zamierzam się tłumaczyć, tak jakoś wyszło...)

- dokumenty osobiste

- kalendarz zeszłoroczny

i na koniec.......     wstydliwe pończochowe skarpetki (??)

 

I co z tego wynika? Ni mniej ni więcej, tylko, że jestem zasmarkaną klientką osiedlowego sklepu, dewotką walczącą z nieświeżym oddechem i zimnymi stopami, łakomą, rozczochraną, chorowitą i ckliwą, wyposażoną w telefon i kalendarz (nie wiem, czy w moich rękach, te z pozoru niewinne przedmioty nie nabierają znamion „szczególnie niebezpiecznych narzędzi”).

 

Właściwie ta świeżo wybebeszona prawda o sobie samej byłaby jeszcze do zniesienia, gdyby nie fakt, iż dodatkowo brak mi polotu, co odczuwam dotkliwie i o wiele boleśniej niż ucisk pończochowych skarpetek na łydkach.

 

2lewerence

 

 

PS. Droga P. - czy mogłabyś dla mnie rozpiąć zamek, wybebeszyć, wysypać, pogrzebać i powróżyć ? Potrzebuję wsparcia i dowodu, że nie tylko ze mną jest źle.

 

 

4rece : :
sty 11 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

 Spłuczka działa. Właściwe to mam w tym swój niemały udział – to ja, nie kto inny, asekurowałam (przez 20 min. !) Męża stojącego na taborecie, stojącym na klapie od muszli stojącej w łazience.

20 min. to szmat czasu, zwłaszcza jeśli nie możesz go sobie umilić - ani lekturą (wzrok musisz mieć utkwiony w hipnotyzujących czterech nóżkach taboretu), ani konwersacją (bo za konwersację trudno uznać wymianę zdań w stylu „Uważaj, teraz puszczam....Cieknie ?!!? ” „ No ! Cieknie, ale jakby mniej” ) – tak więc, żeby nie ziewać z nudów, w ciągu pierwszych dziesięciu minut stworzyłam kilka konkurencyjnych wariantów upadków z taboretu, odrzuciłam cztery pierwsze (w tym wariant przechwycenia Męża w locie i wpadnięcia razem z nim do pobliskiej wanny, tudzież nadziania się na uchylone drzwi) i uznałam, że najbezpieczniej (i najbardziej malowniczo – to na wypadek, gdyby jednak nam się nie udało i ktoś musiałby nas odnaleźć, z przetrąconymi karkami) będzie trafić w kosz na bieliznę. Kolejne 10 min poświęciłam kontemplowaniu potencjalnego efektu (moja głowa w aureoli zeszłotygodniowych skarpetek, sterczące wokół lance z połamanej wikliny – może nawet zdołałbym przyjąć jakąś wdzięczną,  niewymuszoną pozę, z jedną nogą lekko ugiętą – chociaż to byłoby trudne, zważywszy na fakt, iż leżałoby na mnie 75 kg. Mojego Męża).

Tak , tak, masz rację – ciągle tkwię w łazience, a przecież tyle interesujących rzeczy dzieje się w innych pomieszczeniach. Weźmy kuchnię, gdzie z racji obecności wywietrznika, możemy nawiązać najbardziej bezpośredni, niemal namacalny, a już na pewno doskonale słyszalny, kontakt z mieszkańcami mieszkania powyżej (co najmniej jedno dziecko, które właśnie uczy się galopować), poniżej (Pan Wojtek, wielbiciel muzyki niszowej, obowiązkowy papierosek wieczorem) i za ścianą (dziecko od pół roku, a od tygodnia również pies).

No ale wracając do Mojego Ulubionego Pomieszczenia - ostatnio jakby w nim cieplej. A już zaczynałam oswajać się z myślą, że niedługo do wanny trzeba będzie wchodzić w łyżwach.

 

4rece : :
sty 08 2006 Mój jest ten kawałek podłogi
Komentarze: 4

Niedziela, 8 stycznia

A u mnie (dla odmiany) wszystko normalnie – nie spotykam na swej drodze postaci z kreskówek, nie widzę rzeczy, które dla innych są niewidoczne, nie słyszę głosów, regularnie biorę leki (mówiłam, że nie powinnaś odstawiać tych różowych tabletek).

Właśnie od godziny siedzę w rozbabranym łóżku (to znaczy – na podłodze) i obserwuję, jak moje plany porannego zorganizowania sobie czasu, po kolei biorą w łeb. Trup ściele się gęsto. Właśnie padły: zmywanie naczyń po śniadaniu (i wczorajszej kolacji) oraz prasowanie spódnicy (pójdę w spodniach, ich prasować nie trzeba). Obok nich leży makijaż oraz zebranie rozwieszonego prania. I jeszcze mycie głowy – właściwie już świętej pamięci. Zobaczmy, co zostało .... Ubranie się – z tego, niestety, zrezygnować nie mogę i to nie dlatego, że mam brzydką piżamę, albo - że śpię nago, tylko dlatego, że muszę wyjść (teraz to już - za godzinę, a jeszcze przed chwilą było - za dwie) a na dworze tak jakby mróz i zadymka.

Muszę wyjść. Muszę ubrać raki, żeby nie wywinąć orła. Muszę kończyć.

PS. Wpiszę się jutro, jeśli reanimują nam internet (padł w czwartek).

Ps. Właśnie obudził się Pan Wojtek z dołu i zaprosił mnie (i resztę sąsiadów dookoła) na koncert San Remo. Teraz to już naprawdę czas się ewakuować.

4rece : :
sty 06 2006 MRKP i P.R
Komentarze: 3

NOTKA OD WYDAWCY: WSZELKIE OPISANE PONIŻEJ WYDARZENIA NAPRAWDĘ MIALY MIEJSCE, A PODOBIEŃSTWO OSÓB DO OSÓB JEST ZAMIERZONE I CELOWE

6 STYCZNIA

Moje życie w sumie jest dość monotonne - składa się głównie z odpierania ataków. Wczoraj agresorami byli Obcy, dziś po południu natomiast ...

Siedziałyśmy sobie spokojnie z koleżanką na miękkiej wykładzinie pod drzwiami toalety,rozmawiając o polityce i poligamii, gdy nagle rzeczone drzwi otworzyły się bezszelestnie i wyłonił się zza nich monstrualnych rozmiarów Kubuś Puchatek. Możesz sobie wyobrazić jakiego doznałam szoku? Gdyby toaleta była męska, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Wtedy niech by i się wyłaniał, na zdrowie... Ale z damskiej?! Miarą mojego osłupienia niech będzie fakt, że nie zdążyłam podjąć żadnych działań zaradczych, dzięki czemu nie niepokojony Monstrualnych Rozmiarów Kubuś Puchatek (w skrócie MRKP) oddalił się nie niepokojony z miejsca nomen omen wyłonienia.

Nie bardzo wiem, co myśleć o opisanym powyżej zdarzeniu. Co do mojej koleżanki, to uparcie utrzymuje ona, iż nie widziała MRKP, ani też żadnego innego bohatera prozy A.A. Milne - dowolnych rozmiarów. Nawet się jej nie dziwię - jako osoba piastująca odpowiedzialne stanowisko nie może się przecież przyznać do nałogowego przesiadywania na podłodze w okolicach toalety (chociaż moim zdaniem to zupełnie niewinne dziwactwo, dodające jej tylko uroku).

Pozdrawiam

p.r

Ps. Właśnie przeczytałam powyższe rozważania i odkryłam poważny błąd, dotykający samej ich istoty. Mam tu na myśli paradoks, zwany (przeze mnie) Paradoksem Misia Padingtona. Jak powszechnie wiadomo, inkryminowanego Misia ominęło wiele przyjemności, ponieważ nie wiedział, czy ma się po nie ustawiać w kolejce dla chłopców, czy w kolejce dla dziewczynek, zaś na kolejkę dla misiów nie udało mu się nigdy natarafić.Na jakiej więc podstawie uznałam pochopnie, że właściwszym miejscem napotkania Puchatka byłyby okolice łazienki męskiej?! Kiedy dokładnie przyjrzymy się całemu zdarzeniu okaże się, że tylko z pozoru było ono niezwykłe, tymczasem w opisywanym miejscu i czasie życie biegło zwykłymi swymi koleinami.

Dobranoc.

4rece : :
sty 05 2006 Każdemu według potrzeb
Komentarze: 5

Droga Pe. - jeśli chodzi o Obcego to po prostu traktuj go adekwatnie. Wprawdzie brak Ci wzorców (w Twoim domu do dwulatki nie mówi się: „Chodź, tatuś poczyta bajeczkę” tylko: „Córeczko, pamiętasz, jak rano chciałaś, żebym przeczytał ci historię o Delfinie? Powiedziałem wtedy, że to nie jest odpowiedni moment, ale teraz ten moment nadszedł. Możemy spokojnie usiąść na sofie i zagłębić się w lekturze. Zgadzasz się?”) możesz się jednak postarać i, w ostateczności, brać przykład ze mnie.

 

Na początek powinnaś zrozumieć, że tak, jak do swojej Teściowej nie mówisz: "Mamo, czy uważasz, że hermeneutyka jest istotnie wyrazem nadziei, że puste miejsce, pozostałe w kulturze po epistemologii, nie będzie już zapełnione ?" tylko: "Wczoraj M1 miał biegunkę. Pół nocy. Myślisz, że to ta zupa?" tak samo do Obcego nie należy zwracać się słowami: "Musiałeś się pomylić. Nie zakładałam w twoim domu żadnego podsłuchu. Nie,nie dzwoniłam do ciebie grożąc ci pobiciem. W ogole do ciebie nie dzwoniłam !! " .  Jeśli mówisz tak właśnie, to sama się prosisz o kłopoty.

ADEKWATNOŚĆ – oto odpowiedź na Twoje problemy.

 

Następnym razem spróbuj tak: „Naprawdę? Z Marsa? A wiesz, że do mnie już dawno nie wpadali ? Nawet zaczynałam się martwić, czy u nich aby wszystko w porządku.... Co ty powiesz? Kraluna wypączkowała bliźnięta?!? Coś takiego!” Zapewniam, że po kilku dniach takich konwersacji, Ty i Obcy zostaniecie najlepszymi przyjaciółmi, będziecie razem popalać papieroski, umawiać się w mieście na kawę i oczywiście organizowac wspólne wypady do znajomych, na Marsa.

 

A poza tym nie wiem, kto to jest Borys Szyc. Jeśli to ktoś z teleturnieju albo serialu, to miej proszę na względzie, że ekran widzę tylko jak wracam z kubłem, a sąsiadka spod czwórki akurat ogląda TV. No chyba, że zdążyła zaciągnąć zasłony.

 

 

4rece : :