Archiwum 10 listopada 2002


lis 10 2002 NIE
Komentarze: 7

Nie wiem dlaczego, ale Prawa strasznie chciała się dowiedzieć, dlaczego  nieszczęsna Weronika M. nie chciała dłużej żyć. Wyjaśnienie, jakoby nie umiejąca pływać pisarka, chciała w początkach listopada zażyć kąpieli w wodzie, o klasie czystości dalekiej od pierwszej, jakoś do niej nie przemawiało - nie mnie sądzić, czy słusznie. Wydane mi przez Prawą polecenie zbadania tej sprawy, wcale nie zabrzmiało jak nieśmiała prośba mimo, że tak właśnie brzmieć miało (w końcu nie dla Prawej pracuję, lecz dla 2lewych). Postanowiłem jednak, wyjątkowo, nie czepiać się nieistotnych szczegółów i zadanie wykonać (nie dla Prawej oczywiście, lecz dla lewych, które darzę nieodwzajemnionym uczuciem). Tak więc, nie zważając na nieistniejące przeszkody, w towarzystwie niespiesznego przechodnia, który zjawił się u mego boku zupełnie niespodziewanie, nie wiadomo  skąd,  i przez całą drogę nie odstępował mnie na krok, wybrałem się do, położonego nieopodal Stadionu Dziesięciolecia, niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej, w celu przeprowadzenia wywiadu z nie całkiem nieżywą Weroniką M. Niedoszła denatka przyjęła mnie w szpitalnym łóżku. Na odgłos moich nieśmiałych kroków niechętnie podniosła wzrok znad „Niewczesnych rozważań” Nietzschego, lekturze których właśnie się oddawała, a wyraz jej twarzy obwieszczał wszem i wobec, że jest; eufemistycznie rzecz ujmując, w  nie najlepszym nastroju.  Zanim jeszcze zdążyłem zadać jakiekolwiek pytanie, spomiędzy jej zaciśniętych warg świsnęło krótkie „NIE !” i wyhamowało dokładnie na środku mojego czoła. Od takiego „NIE” nie ma apelacji, wiedziałem to nieomal natychmiast po tym, jak je usłyszałem (a raczej – zostałem nim trafiony). „Proszę mnie nie budzić do niedzieli” – dodała jeszcze nie znoszącym sprzeciwu tonem i jak gdyby nigdy nic, jak gdybym nie istniał, nie szedł tutaj w jesiennej szarudze, nie musiał znosić po drodze towarzystwa milkliwego nieznajomego, nie wspiął się na IV piętro (bez windy), nie stał przed jej łóżkiem rezygnując tym samym z możliwości stania gdzie indziej i w obecności kogoś innego, jak gdyby nie było tego wszystkiego co było (skoro ja to widziałem i przeżyłem) , jak gdyby nic się nie stało (chociaż się stało), zapadła w sen.

Nie wiem jak was, ale mnie takie nieuprzejme traktowanie niepomiernie wkurza, więc nie zadając sobie trudu otwierania drzwi, wyszedłem wraz z nimi. I tyle mnie widziano....

                                                                                                 (to pisałem ja, Karol)

 

 

 

Skąd taki wpis, moja nieoceniona Prawico? Ano, jak zwykle - uwarunkowania meteorologiczne i niekorzystny układ planet. Czy w takie dnie, kiedy wszystko jest na „nie” można napisać coś niefrasobliwego? Nie można, zwyczajnie się nie da. Nie zaprzeczaj, i tak nie uwierzę.

 

4rece : :