Wychowanie bez porażek w praktyce.
Komentarze: 4
Byliśmy, cholera, w Zieleńcu!
P.M. zdążył nawet przypiąć narty, kiedy nasza mała, słodka córeczka dostała na stoku ataku szału, zdjęła buty i zaczęła wrzeszczeć i wić się jak posrany piskorz. Darła się, żeby założyć jej buty, po czym celnym kopniakiem posyłała w je w całkiem odległą zaspę. Krzyczała "weź mnie na rączki" i po chwili wisiała głową na dół, szarpiąć się i wrzeszcząc "póść mnie"! I tak około 300 razy. Moja Mama popatrzyła i kazała nam iść z naszą Milusią Kuleczką do psychiatry - "zanim nie będzie za późno". * Chyba boi się, że jak Kuleczka urośnie, to nas którejś nocy zarąbie siekierą. Siłą spokoju był natomiast nasz (paradoksalnie podejrzewany dotąd o ADHD) synek. Nie okazał cienia zdenerwowania, kiedy porzuciliśmy go, aby krzycząc, płacząc, błagając i przeklinając skłębić się dookoła Małej Jędzy. Może udawał, że nas nie zna, co było niezwykle rozsądne i pozwoliło mu, jako jedynemu z rodziny, uniknąć wytykania palcami, szyderczych śmiechów i zgorszonych chrząknięć. No i pojeździł sobie z godzinę, co bardzo podniosło rodzinną średnią, bo P.M. miał narty na nogach może z 15 minut, a ja nawet nie zmieniłam butów! Wspólnymi siłami udało nam się zanieść Walniętą do samochodu, gdzie darła się jak opętana jeszcze przez jakieś 30 minut, nie reagując na prośby, groźby ("zatkaj się, bo Cię mamusia zabije!") i klapsy.
Tak to rodzinnie spędziliśmy niedzielę na świeżym powietrzu.** Po drodze wstąpiliśmy do MediaMarktu. Kupiłam kilkanaście bajek na DVD. Mamy już sprecyzowany plan na następny weekend.
Twoja zachrypnięta p.r
* Odpowiedziałam, że u psychiatry byliśmy wczoraj i on uznał naszą córeczkę za urocze dziecko.
** Przynajmniej teoretycznie na powietrzu, bo trzeba odliczyć ponad 3 godziny w samochodzie.
.
Dodaj komentarz