Tego się nie robi kotu...
Komentarze: 0
Moje drogie.
Ja wszystko rozumiem: że jesienna plucha i takaż melancholia; że to już trzeci w tym miesiącu, który na pożegnanie rzucił: “zdzwonimy się”, w skrzynce wcale nie najniższe rachunki z Ery, świat mimo zapowiedzi nie zmienia się na plus, wypłata dopiero za miesiąc a wokół same młodsze i ładniejsze. W tych warunkach Natchnienie grzecznie, acz stanowczo, odmawia współpracy, Wena Twórcza szlaja się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim (może z Wyobraźnią ? bo ta też odeszła bez uprzedzenia), a Muza leży pod stołem zalana absyntem (tak to jest nająć sobie Muzę z aspiracjami do członkostwa w bohemie). Krzesanie z siebie na własną rękę Iskry Bożej daje marne efekty. Pożyczanie pomysłów nie wchodzi w grę – bo po pierwsze nie ma od kogo a po drugie nie ma z czego oddać a blog, mimo, że potrafi prowadzić archiwum, jakoś nie kwapi się do samodzielnego tworzenia wpisów (skoro już o pomysłach racjonalizatorskich mowa, panie Adminie, może dałoby się wprowadzić taką opcję?). Ja rozumiem, że nie jest łatwo, ale czy to usprawiedliwia Wasze milczenie?
Wyrwałyście nas z niebytu i co ? Od kilku dni ani słowa. A co to w praktyce oznacza ? Że tkwimy unieruchomieni w jakiejś nudnej czasoprzestrzeni. Bez szansy rozwoju, bez możliwości realizacji planów, marzeń, perspektyw (linearnej – Kasi i mojej żabiej). Ten nieznośnie lekki byt powoli staje się nie do zniesienia. Stan zawieszenia nie jest wygodną pozycją - ja mam lęk wysokości a Kasia poranne mdłości). Prosimy o interwencję (byle nie zbrojną) w niniejszej sprawie.
Z poważaniem
Kot (z up. Kasi)
Dodaj komentarz